Recenzje III Konkursu Teatrów Ogródkowych 1994

Powrót do spisu recenzji

KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / PARA GRA DWIE PARY

Podczas tegorocznego Konkursu Teatrów Ogródkowych w Cafe Lapidarium obejrzymy dwie sztuki Bogusława Schaeffera. "Kwartet" przywiezie do Warszawy Teatr Nowy z [Poznań], a "Tutam" łódzki Teatr Powszechny [Łódź]. Tę pierwszą sztukę zobaczymy dopiero we wrześniu, dziś Lapidarium zaprasza na "Tutam". Premiera łódzkiego przedstawienia odbyła się w 1992 roku. Spektakl wyróżniono na ubiegłorocznym Ogólnopolskim Przeglądzie Teatru Małych Form w Szczecinie. Aktorzy "Tutam" Barbara Lauks i Bronisław Wrocławski otrzymali Grand Prix na Festiwalu Sztuki Aktorskiej w Kaliszu. Ta gorzka komedia o miłości opatrzona została muzyką Bogusława Schaeffera. Akcja dzieje się w kawiarni. Barbara Lauks i Bronisław Wrocławski raz grają parę eleganckich bywalców kawiarenki, a po chwili zmieniają się w niezbyt kulturalną parę kelnerów z tego lokalu. Recenzenci zachwycali się przede wszystkim ostatnią sceną przedstawienia. Aktorzy malują sobie twarze, tak jakby dopiero teraz miał zaczynać się ich występ. Nieporadnie patrzą na siebie niczym Pierrot i Colombina. Jest w przedstawieniu sporo zabaw z publicznością. Widzowie wciągani są do akcji. Są autodowcipy. Na przykład Wrocławski sparodiował w przedstawieniu reklamę "Miliard w środę, miliard w sobotę", w której zresztą występuje. Przedstawieniem tym zadebiutował młody reżyser Jacek Orłowski. Opiekę nad spektaklem sprawował Mikołaj Grabowski znany m.in. z inscenizacji sztuk Schaeffera w krakowskim Teatrze Stu. Spektakl rozpocznie się o 20.00. * Zespoły teatralne występujące w Lapidarium uczestniczą w konkursie o nagrodę 100 mln zł. Przedstawienia ocenia jury: Izabella Cywińska, Paweł Konic, Wojciech Malajkat, Jacek Sieradzki i Maciej Wojtyszko.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 154, 1994-07-05 str. 5

KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH W LAPIDARIUM / WAŻNE JEST TO, CO SIĘ ZDARZA

Dziś w kawiarni "Lapidarium" młodzi aktorzy z Grupy Ciesielska 6 wystąpią w tragifarsie "Opowieść o dyrektorze teatru, którego porwał diabeł". Na scenie nie zabraknie tytułowego diabła. Autorem sztuki i reżyserem przedstawienia jest Jacek Sutt, absolwent wydziału aktorskiego Łódzkiej Szkoły Filmowej, obecnie student reżyserii na PWST w Warszawie. Tragifarsę "Opowieść o dyrektorze teatru..." napisał w zeszłym roku. - Na wydarzenia patrzymy oczami dyrektora pewnego teatru - opowiada Sutt. - Dyrektorowi wszystko wymyka się z rąk. Prześladują go jacyś ludzie. Może to aktorzy, których nie chciał przyjąć do teatru albo których z teatru wyrzucił. W przedstawieniu są cytaty z innych sztuk. Odnosi się wrażenie, że pewne sytuacje już kiedyś się wydarzyły, że niektóre sceny są powtórzone. - Czyżby nie można było już powiedzieć nic nowego? - zdaje się pytać autor przedstawienia. Jacek Sutt podkreśla, że jego przedstawienie bliskie jest temu, co kiedyś napisał Bogusław Schaeffer: "Sama anegdota nie jest interesujaca. Ważne jest to, co się właśnie zdarza, co się dzieje". - Dlatego tak dużą rolę spełnia w tym spektaklu aktorstwo - zaznacza reżyser. - W żargonie teatralnym ten sposób grania nazywa się "mokrym" - aktorzy grają szybko, niemalże bez odpoczynku. Grupę Ciesielska 6 założyło kilku absolwentów szkoły filmowej w Łodzi. W przedstawieniu występują Katarzyna Krzyszkowska, Robert Płuszka, Piotr Szwedes, Piotr Zelt. - Co dalej będzie z naszą grupą? Zastanawialiśmy się, czy nie połączyć sił z innymi twórcami, którzy też próbują robić teatr. Może ciekawym doświadczeniem byłoby zaszyć się w jakimś małym miasteczku - zastanawia się Jacek Sutt. Nie jest łatwo prowadzić dzisiaj na własną rękę zespół teatralny. - Kryzys światopoglądu młodych ludzi bierze się stąd, że idealiści zauważyli, jak łatwo mogą zostać oszukani. Wiedzą o tym i dlatego są tacy zgorzkniali - mówi Sutt. - Męczy nas to życie po amerykańsku. Sami musimy być swoimi agentami, zachwalać swoje walory, sprzedawać? To szalenie deformuje osobowość. * Przypomnijmy, że Konkurs Teatrów Ogródkowych trwa w kawiarni "Lapidarium" już od kilku tygodni. Zespoły teatralne walczą o nagrodę 100 mln zł. Co wtorek przy kawiarnianych stolikach zasiada jury: Izabella Cywińska, Paweł Konic, Wojciech Malajkat, Jacek Sieradzki, Maciej Wojtyszko.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 160, 1994-07-12 str. 5

KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH W LAPIDARIUM / STRACH DYREKTORA

Ręce mu się trzęsą, kiedy musi podjąć jakąś decyzję. Najchętniej znalazłby osobę, która część jego obowiązków wzięłaby na siebie. "Opowieść o dyrektorze teatru, którego porwał diabeł", przygotowali młodzi aktorzy z grupy Ciesielska 6. Niewiele chyba wie ten dyrektor o teatrze, w którym pracuje. Nie zna nawet aktorów. Z przerażeniem usiłuje przypomnieć sobie, który to aktor Makowski. - Skoro Makowski często gra w filmach, to rzadko bywa na próbach, wobec tego nie muszę go znać - dedukuje. Usprawiedliwił się przed sobą. Już mu lżej. Na wydarzenia patrzymy oczami dyrektora. Odwiedza go młody aktor. Przeczytał w wywiadzie, że dyrektor szuka ludzi utalentowanych. Zgłosił się do teatru. Przygotował mowę o tym, że jest zdolny, że ambitny i że z prowincji. Monologi okrasił kilkoma aktorskimi popisami. Dyrektor nawet go nie słucha. Zastanawia się, czy ktoś na niego tego człowieka nie nasłał. Czuje się prześladowany, osaczony. Kim są osoby, które nie dają mu wymarzonego spokoju? Czy to siły nieczyste? W finale sztuki jego goście powracają, wszyscy z diabelskimi rogami. Czy to lęk przed odpowiedzialnością? Ukrywanie braku kompetencji? Autor sztuki i reżyser przedstawienia Jacek Sutt jest bardzo surowy dla dyrektorów teatrów. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że dyrektorzy teatru też bywają surowi dla młodych aktorów. Jacek Sutt w swojej minifarsie wykorzystał tylko niezbędne rekwizyty. Na kawiarnianej scenie jest biurko, telefon z dużą automatyczną sekretarką i szafa, w której zamyka się trupy. "Opowieść o dyrektorze teatru..." miała premierę we wtorek w kawiarni "Lapidarium" podczas Konkursu Teatrów Ogródkowych.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 162, 1994-07-14 str. 6

PAN TADEUSZ W LAPIDARIUM, ŁAZIENKACH I NA ZAMKU / ZAPACH BIGOSU I KAWY

Dziś w kawiarni "Lapidarium" na Trzecim Konkursie Teatrów Ogródkowych wystąpią aktorzy Teatru Lubuskiego z Zielonej Góry. "Pana Tadeusza" w ich wykonaniu warszawiacy mogą oglądać przez cały tydzień. Jutro i w sobotę w Teatrze na Wyspie w Łazienkach, w czwartek na Zamku Królewskim, a w piątek w Starej Pomarańczarni. - Wybraliśmy z arcypoematu wątki awanturniczo-miłosne. Te, które jeszcze niedawno uważano jedynie za tło dzieła - powiedział reżyser przedstawienia Waldemar Matuszewski. - Musimy uświadomić sobie, że nadszedł nowy czas czytania literatury romantycznej, także "Pana Tadeusza". - Jak Pan to rozumie? - Już nie musimy klęczeć przed "Panem Tadeuszem". Nie musimy się nim modlić. I dopiero czytając tę szlachecką historię na nowo okazuje się, że wieszcz miał ogromne poczucie humoru. Nasz "Pan Tadeusz" ma przede wszystkim bawić. Żonglujemy miłosnymi dialogami. Adresatem przedstawienia jest młoda publiczność, która w epoce ciągłego pośpiechu i wideo nie ma czasu czytać "Pana Tadeusza" od dechy do dechy. Proponujemy im... - Bryk z "Pana Tadeusza"? - Można to nazwać syntezą arcypoematu. Adaptacja skupiona jest wokół sześciu postaci: Telimeny, Zosi, Sędziego, Hrabiego, Tadeusza i księdza Robaka. Nie znaczy to, że unikamy przesłań patriotycznych. Nie one jednak stanowią klucz do odczytania tekstu. - Czy sugeruje Pan, że dzieła klasyczne należy uwspółcześniać? Przypomina mi się "Hamlet" Andrzeja Domalika w Teatrze Dramatycznym. Reżyser nie tylko uwspółcześnił bohatera, ale zrezygnował nawet z najbardziej charakterystycznych fragmentów dramatu Szekspira. - Takich zabiegów nie zrobiliśmy. Nasza adaptacja w gruncie rzeczy jest wierna dziełu Mickiewicza. Może z racji mojego polonistycznego wykształcenia - mam nabożny stosunek do tekstu. Zauważmy, w tym przedstawieniu nie ma dekoracji. Jest słowo i gra aktorska. Wszystko zależy od sprawności aktorów. Na dodatek aktorzy muszą umieć odnaleźć się w coraz to nowej przestrzeni. - Gracie w [Teatr na Wyspie], w "Lapidarium", w [Zamek Królewski]. - Także w Starej Pomarańczarni. Chcemy sprawdzić, jak to zabrzmi w entourage teatru klasycznego. Dodam do poprzedniego pytania, że nie odważylibyśmy się zagrać tu tego spektaklu, gdyby nie był on wierny autorowi. - Wasz zespół nazwać można teatrem objazdowym... - Objazd to najbardziej fascynująca część naszej działalności. Graliśmy w Paryżu, w Atenach, ale też w Żaganiu, w Żarach... Spektakl w nowej przestrzeni staje się premierą. Fenomen teatru objazdowego zmusza do przysłuchiwania się tekstowi za każdynm razem na nowo. Kiedy gramy w historycznych miejscach to, co czytaliśmy przy stole albo na tradycyjnej scenie, nagle zaczyna mienić się nowymi znaczeniami. - Jak zabrzmi "Pan Tadeusz" przy kawiarnianych stolikach "Lapidarium", grillu, z dużym napisem "Czas na EB" w tle? - W zeszłym roku graliśmy tu "Antygonę". Antyczny dramat zabrzmiał serio w zderzeniu z napisami Marlboro i bufetem. Dostaliśmy nawet dwie nagrody. Widzowie "Pana Tadeusza" poczują dochodzące z kawiarnianej kuchni zapachy: bigosu czy kawy, które opisywał wieszcz. * Przewidywane przedstawienia: 26 lipca - godz. 12.00 Teatr na Wyspie; godz. 20.00 "Lapidarium"; 27 lipca - godz. 12.00 i 20.00 Teatr na Wyspie; 28 lipca - godz. 18.00 Zamek Królewski; 29 lipca - godz. 19.00 Stara Pomarańczarnia; 30 lipca - godz. 12.00 i 20.00 Teatr na Wyspie.

Rozmawiała Dorota WYŻYŃSKA; Fot. Wojciech Kijkowski, Gazeta Stołeczna nr 172, 1994-07-26 str. 6

III KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH W LAPIDARIUM / TADEUSZ I FRYTKI

Bohaterami wtorkowego spektaklu "Pana Tadeusza", przywiezionego do ogródkowego teatru Lapidarium przez Teatr Lubuski z [Zielona Góra], byli - mimo woli - goście kawiarni i kelnerzy. Przez scenę, ustawioną niefortunnie w przejściu między dwiema częściami ogródka, ciągnęły sznurem postaci w kolorowych koszulkach, obładowane piwem, winem i frytkami. Aktorzy w żupanach ledwo się dopchali na scenę. Na początek w świetle reflektorów obok Sędziego pojawił się rosły młodzieniec, który targał cztery butelki wina naraz. Następnie Telimena natknęła się na kwiaciarkę z naręczem róż, a Zosia wpadła na Murzyna w żółtym podkoszulku. Później akcja zaczęła rozwijać się lawinowo - Hrabia wymachiwał szpadą przed Bogu ducha winnym amatorem piwa, kelnerzy latali z tacami po scenie, aż w końcu przed księdzem Robakiem przedefilowała blond piękność w koszulce z napisem "I am too sexy" - "Jestem za bardzo sexy". Robak nie dał się sprowokować. Bez współudziału widzów przedstawienie niestety bardzo straci i nic nie da przeniesienie sceny w spokojniejsze miejsce. Autor adaptacji Andrzej Buck skutecznie odarł poemat Mickiewicza z wdzięku i uczynił go piekielnie nudną, muzealną ramotą. Tekst przykroił do rozmiarów pigułki, w której jest wszystkiego po trochu: i róg Wojskiego, i serwis, i mrówki, i grzybobranie, i cymbały, nie ma za to żadnej myśli ani celu inscenizacji. Wystarczy połknąć, popić i epopeja odfajkowana. Jeśli o mnie chodzi, to się tym Mickiewiczem w pigułce zakrztusiłem. Ponieważ z poematu zostają resztki, nie bardzo wiadomo, po co Tadeusz idzie do wojska. Mundur wdziewa zapewne w celu poderwania Zosi, która w niemym zachwycie gapi się na epolety. Agitacja ksiądza Robaka ogranicza się do kichania nad tabakierą i jeśli Robak czymkolwiek może zarazić szlachtę, to chyba tylko katarem. Dlaczego lokatorzy Soplicowa tak się cieszą z przybycia wojsk napoleońskich, też nie wiemy, bo wcześniej nie było wojsk rosyjskich. Reżyser Waldemar Matuszewski starał się za to na siłę uatrakcyjnić przedstawienie, podkreślając wątki komiczne i erotyczne. Komizm ociera się jednak o błazenadę, a flirty mają temperaturę zera absolutnego. Tekst podzielono tak, żeby bohaterowie mówili o tym, co właśnie robią, na przykład, kiedy aktor mówi: "Tupnąwszy nogą" - tupie, a na słowa: "Obejmuje i całuje" - aktorzy obejmują się i całują. Poezję wykonawcy recytują akademijnie, pojedynczo i grupowo, z oczami wzniesionymi ku niebu. Ruch sceniczny polega na przechadzkach pod rękę w scenach lirycznych i tupaniu w dramatycznych, w pozostałych scenach aktorzy ustawiają się malowniczo na podeście, według wzrostu. Najodważniejszą decyzją adaptatora było przesunięcie Inwokacji na koniec. Odkrycie, że słowa "Litwo, ojczyzno moja" to tak naprawdę epilog czy też rodzaj posłowia, tchnie nowatorstwem i jest nowym odczytaniem epopei. Oczywiście, stary Mickiewicz pomylił się, dając ten fragment na początek, ale na szczęście adaptator ma głowę na karku i nie dał się zwieść. Nie dała się zwieść także widownia, wykruszająca się pod koniec spektaklu. W Lapidarium było sennie jak w Soplicowie po zajeździe, tyle że zamiast bigosu pachniały frytki. * Teatr Lubuski z Zielonej Góry, "Pan Tadeusz" A. Mickiewicza, adaptacja Andrzej Buck, reż. Waldemar Matuszewski. Gościnne występy w teatrze ogródkowym Lapidarium.

Roman PAWŁOWSKI, Gazeta Stołeczna nr 174, 1994-07-28 str. 6

TRZECI KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / KABARET KAZIUKA

- Skąd te baby tyle żaru mają, może z brzucha - filozofuje Kaziuk. Mądrości ludowe i sprośne dowcipy z powieści Edwarda Redlińskiego bawiły we wtorek publiczność kawiarni "Lapidarium". Trzech wieśniaków przysiadło na ławeczce. Długo nie wytrzymali w milczeniu. Rozgorzała dyskusja. - Jak może krowa barana urodzić? - głowi się jeden. - Może się zapatrzyła, zapomniała splunąć, no i się urodziło - tłumaczy drugi. - A może ty na nią jakiego ogiera napuszczał, a może żeś sam, co... - wykrzykuje. Wspólnie dojdą do wniosku: Kiedy Pan Jezus przyszedł na ziemię, to diabeł jakoś się uspokoił. Ale że to dawno było, to już się rozdokazywał. Aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego na konkursie w "Lapidarium" pokazali kameralną inscenizację "Konopielki" Edwarda Redlińskiego. Przeniesiona na kawiarnianą scenę, "Konopielka" traci fabułę. Pozostają ludowe sentencje, wiejskie dowcipy, wypowiadane niemal jak kabaretowe skecze. Kwestie Kaziuka, który w powieści jest narratorem, mówią trzy postacie. Konopielka, która na ich nieszczęście przybyła z miasta, by szerzyć oświatę, pojawia się na scenie tylko dwa razy. Powolnym krokiem przejdzie przed widownią na początku przedstawienia. Przypomni się jeszcze na końcu. W trakcie spektaklu siedzi wśród widzów. Z rozmów wieśniaków poznajemy świat stabilny i uporządkowany. We wsi wszyscy się znają, ludzie ani przyroda nie mogą ich zaskoczyć. To, co na zewnątrz, to "sodoma z gomorą". Wszystko, co znane, pochodzi od Boga. A nowości, postęp są dziełem diabła. Ale zmiany nieuchronnie zbliżają się. * "Konopielka" Edwarda Redlińskiego. Adaptacja i reżyseria Jerzy Nowacki, scenografia Michał Bajsarowicz, muzyka Andrzej Głowiński. Premiera w maju 1994. Teatr im. Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego gościnnie na scenie w "Lapidarium".

, Gazeta Stołeczna nr 180, 1994-08-04 str. 6

TRZECI KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / HUMORYSTA Z LONDYNU

Czesław Grocholski nie występował w Warszawie od ponad 55 lat. Powrót do Polski chce uczcić wieczorem wspomnień, anegdot i dowcipów. Wystąpi dziś na Rynku Starego Miasta. - Mając 15 lat uciekłem z domu, z trupą aktorską. Byłem klownem w cyrku Braci Barańskich. Grałem w filmach - "Dodek na froncie", "Dziewczęta z Nowolipek" - przedstawieniach teatralnych i rewiach - opowiada Czesław Grocholski. W 1940 roku został aresztowany przez NKWD. Zwolniony z łagru dotarł do Taszkientu. W 1943 roku znalazł się w Anglii przydzielony do lotniczej czołówki teatralnej. W anegdotach żartuje zwykle, że był lotnikiem, który nie latał. Po wojnie występował na scenach brytyjskich. Zagrał w ponad 100 angielskich filmach. - W kilku grałem Breżniewa. W Anglii mówią, że jestem do niego podobny - śmieje się Grocholski. Na 70-lecie pracy minister kultury i sztuki RP przyznał mu Złotą Odznakę Zasłużonego dla Kultury Polskiej. - Tęsknię za polskimi łąkami pełnymi błękitnych chabrów, których nie ma w Anglii. Jestem wzruszony, że mogłem wrócić - mówi Grocholski, który wystąpi dziś o godzinie 20 na Rynku Starego Miasta. - Ten wieczór najlepiej nazwać spotkaniem z ciekawym człowiekiem - mówi reżyser Marian Krawczyk. - Jestem humorystą. Nie mam przygotowanego programu kabaretowego, improwizuję. Przez chwilę patrzę na widzów... i wiem, która z moich anegdot dotrze, a której nie zrozumieją - tłumaczy 89-letni aktor. * Przedstawienia ogródkowe przeniesione z Cafe Lapidarium od dziś grane są na Rynku Starego Miasta na estradzie przy kawiarniach "Metal Bar" i "Manekin". Spektakl, który nie odbył się tydzień temu - "Mimika" Grupy Bonawentury Kudlicza z Wrocławia pokazany będzie w innym terminie.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 189, 1994-08-16 str. 5

TEATRY OGRÓDKOWE / W "GWIAZDECZCE"

Do kawiarni "Gwiazdeczka" przy ul. Piwnej 38/40 przeniesiono III Konkurs Teatrów Ogródkowych. Do połowy września jury w składzie: Izabella Cywińska, Jacek Sieradzki, Maciej Wojtyszko, Wojciech Malajkat i Paweł Konic przyzna najlepszemu przedstawieniu nagrodę 100 mln zł. Przez najbliższe cztery wtorki na niewielkim dziedzińcu "Gwiazdeczki" wystąpią zespoły teatralne z Wrocławia, Warszawy, Poznania i Krakowa. W najbliższy wtorek wrocławska Trupa Bonawentury Kudlicza pokaże spektakl według "Mimiki" - podręcznika sztuki scenicznej Wojciecha Bogusławskiego. 30 sierpnia przyjedzie Teatr Nowy z Poznania z "Kwartetem" Bogusława Schaeffera. 6 września Grupa Teatralna z Warszawy zagra "Zabawę" Sławomira Mrożka. Przegląd zakończy Teatr Ludowy z Nowej Huty przedstawieniem "Opowieści gargantuiczne".

(DoW)Gazeta Stołeczna nr 194, 1994-08-22 str. 5

KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / BABSKI KWARTET W "GWIAZDECZCE"

Cztery rozgadane damy w długich sukniach i perukach wkroczyły na dziedziniec "Gwiazdeczki". - Publiczność nieciekawa, nie ma melomanów, nie ma dla kogo grać. A tam siedzi jakiś bufon - skrzywiły się. Teatr Nowy z Poznania przywiózł na III Konkurs Teatrów Ogródkowych "Kwartet" Bogusława Schaeffera. "Nieciekawa" publiczność tłoczyła się we wtorek na niewielkim kawiarnianym dziedzińcu. Warunki są tu gorsze niż w "Lapidarium". Kelnerka próbuje przecisnąć się między stolikami. Nie udaje się. Ktoś narzeka, że nic nie widzi. Inny nie może przestawić krzesła. Siada bokiem do sceny. Wydaje się, że sztuki Schaeffera świetnie pasują do scenerii teatrzyków ogródkowych. Aktor może zagaić do widza, zwrócić mu uwagę albo usiąść na kolanach. Publiczność lubi improwizacje. Schaeffer pisze szkice scenicznych utworów, scenariusze. Zresztą często sam je tak nazywa - "Scenariusz dla jednego aktora", "...dla trzech aktorów". Tekst powstaje dopiero w czasie przedstawienia. O czym będą rozmawiać bohaterowie, decydują reżyser i aktorzy. W poznańskim Teatrze Nowym "Kwartetem" Schaeffera zajęły się same kobiety. Reżyseruje Julia Wernio, scenografię przygotowała Elżbieta Wernio, grają - Grażyna Korin, Daniela Popławska, Dorota Lulka, Maria Rybarczyk. Cztery Ewy - trzpiotki? damy w perukach? plotkary? Przekrzykują się, złoszczą, wzruszają, dowcipkują. Są krytyczne, naiwne, pełne wdzięku, tańczą, śpiewają... - przez półtorej godziny zaciekle dyskutują o rozwiązywaniu krzyżówek, nietypowych sytuacjach damsko-męskich, nawet o filozofii oraz o subtelnościach języka bajajajskiego. Cytują reklamy telewizyjne i nucą melodię z "Dynastii". Po upływie pół godziny ta "typowo babska paplanina" zaczyna męczyć. Jeśli ktoś widział "Scenariusz dla jednego aktora" w wykonaniu Jana Peszka i oczekiwał tak ważnych w twórczości Schaeffera refleksji o muzyce albo subtelnego dowcipu, rozczarował się.

Dorota WYŻYŃSKA, Gazeta Stołeczna nr 203, 1994-09-01 str. 7

III KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / KUGLARZE Z NOWEJ HUTY

"Opowieści Gargantuiczne" w Nowej Hucie grane są na dużym dziedzińcu Teatru Ludowego. W warszawskiej kawiarni "Gwiazdeczka" aktorzy nie mogli nabrać rozbiegu, a garstka publiczności narażona była na latające bochenki chleba. Na Konkurs Teatrów Ogródkowych z tygodnia na tydzień przychodzi coraz mniej widzów. Może i dobrze. W ostatni wtorek miejsc siedzących było niewiele, a stać nie było gdzie. Kuglarze witają gości, zapraszają do stołów. Zachęcają do biesiady. Nucą średniowieczną pieśń. Gra muzyka. Ktoś zaczyna tańczyć. Autor adaptacji Andrzej Sadowski w programie do spektaklu tłumaczy, iż na wystawienie w całości "Gargantui i Pantagruela" trzeba by poświęcić prawie siedem wieczorów. Zdecydował się na stworzenie "partytury teatralnej, która odpowiadałaby wyobrażeniu o teatrze jarmarcznym czasów, w których żył, tworzył i mile się zabawiał prześwietny autor". Przy takim założeniu trudno zarzucić twórcom, że historia rozsypuje się na krótkie sceny, że postać Gargantui ginie w spektaklu (a przecież są to "Opowieści Gargantuiczne"). Udało się bez wątpienia stworzyć atmosferę teatru jarmarcznego, z drewnianymi ławami, beczkami po piwie, stertą ubrań, w które na boku przebierają się aktorzy. Wesołkowie zaskakują różnymi sztuczkami. Kilku prosi o parę grosików do czapki. Inni bawią się ogniem. Bitwa o bochny chleba rozgrywa się nad głowami widzów. Aktorzy rzucają potężne styropianowe bochenki w różne strony. Spektakl jest pochwałą biesiadowania. Tylko w bachicznym upojeniu można podejmować ważkie decyzje. Pijmy więc - zachęcają. Kuglarze nie byli gołosłowni. Po spektaklu częstowali wszystkich ciepłym piwem "Okocim". * Teatr Ludowy z Nowej Huty: "Opowieści Gargantuiczne" na motywach powieści Francois Rabelais. Adaptacja Andrzej Sadowski, reżyseria Katarzyna Deszcz, scenografia Anna Sekuła, muzyka Jacek Ostaszewski. Premiera - czerwiec 1994.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 215, 1994-09-15 str. 5

KRÓTKO // "ZABAWA' W GWIAZDECZCE

III Konkurs Teatrów Ogródkowych zakończy "Zabawa" Mrożka w wykonaniu aktorów z Grupy Warszawskiej. Grupa Warszawska powstała dwa miesiące temu. Działa w niej Przemysław Predygier, Witold Bieliński i Piotr Rzymyszkiewicz. - Przedstawienie przygotowaliśmy specjalnie na ten przegląd - mówi Przemysław Predygier. - Kiedy festiwal przeniesiono z Cafe Lapidarium do "Gwiazdeczki", musieliśmy zmienić kncepcję spektaklu. W nowej wersji znalazły się aluzje do całego bałaganu, jaki towarzyszył Konkursowi Ogródkowemu w tym roku. - Jesteśmy wierni tekstowi Mrożka, choć absurd jest czasem jak z filmów Monty Pythona - dodał. "Zabawa" Sławomira Mrożka. Reżyseria - Grupa Warszawska. Cenne rady - Tomasz Grochodzyński. W kawiarni "Gwiazdeczka" dziś o 20.00.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 219, 1994-09-20 str. 6

III KONKURS TEATRÓW OGRÓDKOWYCH / NAGRODA DLA SCHAEFFERA

Jury III Konkursu Teatrów Ogródkowych specjalną nagrodę honorową przyznało Bogusławowi Schaefferowi, autorowi "Kwartetu" i "Tutam". 40 mln zł wręczyno Bronisławowi Wrocławskiemu, odtwórcy dwóch ról męskich w "Tutam" z łódzkiego Teatru Powszechnego. Nagrody zespołowe po 20 mln zł otrzymali aktorzy z Teatru Szwedzka 2/4 - Janusz Łagodziński, Andrzej Musiał, Janusz Nowicki i Sławomir Olszewski za wykonanie "Kwartetu" Schaeffera i aktorki z Teatru Nowego z Poznania: Grażyna Korin, Dorota Lulka, Daniela Popławska i Maria Rybarczyk, które także wystąpiły w "Kwartecie" Schaeffera. Nagrodzono Barbarę Lauks, odtwórczynię dwóch ról w "Tutam" z Teatru Powszechnego w Łodzi. Wyróżnienia przyznano Katarzynie Deszcz za reżyserię "Opowieści Gargantuicznych" w Teatrze Ludowym z Nowej Huty i Annie Sekule za kostiumy w "Opowieściach Gargantuicznych". Wręczając nagrody Jan Rutkiewicz podziękował również nieobecnemu Jackowi Kilińskiemu, współtwórcy ogródkowego festiwalu. - Pogoda w tym roku dopisywała. Chmury zawisły nad Konkursem z innych powodów - powiedział podczas wczorajszej uroczystości w Gwiazdeczce Kierownik Artystyczny Konkursu - Andrzej Tadeusz Kijowski. - Dużo szumu zrobiło się wokół sprawy z Lapidarium. Miejmy nadzieję, ze ta nieprzyjemna sytuacja zaowocuje i w przyszłym roku będziemy mieć dwa teatrzyki ogródkowe - dodał.

(DoW), Gazeta Stołeczna nr 230, 1994-10-03 str. 6