|
[pagina]
Konsekwentnie Niekonsekwentni poznali się trzy lata temu na warsztatach
teatralnych w Warszawskim Ośrodku Kultury. - Tak się polubiliśmy, że
postanowiliśmy robić wspólnie inne przedstawienia - mówi Agnieszka Czekierda. I
założyli grupę teatralną.
Agnieszka studiuje religioznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, Adam
Sajnuk - filmoznawstwo na UJ, Marcin Kołaczkowski jest na pierwszym roku
Akademii Teatralnej. Związany z grupą Arkadiusz Wrzesień kończy studium
medyczne.
Ich zainteresowania i podejście do teatru są zupełnie inne. Marcin to
showman, który tryska mnóstwem pomysłów. Jest kabareciarzem i w stronę kabaretu
dąży.
Adam Sajnuk lubi teatr poszukujący, łączący absurd z niekonsekwencją. Teatr w
schafferowskim klimacie.
Agnieszka Czekierda to miłośniczka teatru eleganckiego, tradycyjnego. Zwraca
uwagę na słowo. Dla niej istotny jest tekst i jego sens. Często sprowadza
pomysły kolegów na ziemię. - Naszą metodą jest kompromis - mówią zgodnie.
Razem przygotowali trzy premiery: Skarb, Kuszenie i Sztuka Yasminy
Rezy. Wystąpili na kilku festiwalach teatralnych: Komedii w Skierniewicach,
Dionizjach w Ciechanowie - tam zdobyli Grand Prix. W tym roku byli w Poznaniu na
Malcie i dostali już zaproszenie na przyszły rok. Ich największy sukces to
nagroda na VIII Konkursie Teatrów Ogródkowych
przyznana za to, że w znaną sztukę opowiadającą o konflikcie trójki przyjaciół
tchnęli nowego ducha, a swobodną interpretacją dodali blasku przedstawieniu.
Jury doceniło również grę aktorów i reżyserię spektaklu.
- Ta grupa młodych ludzi to wyjątkowe zdarzenie - mówi Andrzej Tadeusz
Kijowski, dyrektor konkursu. - Nasz konkurs jest dla profesjonalistów, a oni są
amatorami. Przygotowali i wykonali spektakl konkurencyjny dla spektakli
profesjonalnych grup teatralnych.
Pod koniec listopada występowali na Ogólnopolskim Festiwalu Kabaretów i
Teatrów Studenckich Wyjście z cienia w Gdańsku. Zdobyli na nim Nagrodę im.
Jana Pawła II za krzewienie wartości katolickich, czym zaskoczyli nie tylko
swoich fanów, ale i siebie.
Siedzimy w sali prób w Warszawskim Ośrodku Kultury na Elektoralnej. Czarne
ściany i zasłony, mroczny klimat rozjaśniają promienie słońca wpadające do sali
przez uchylone okno. Światła na suficie, przy ścianie pianino.
Pokazują mi, jak pracują. Jak na bieżąco rodzą się pomysły.
Adam Sajnuk: - Na próbach spotykamy się raz w tygodniu. Zwykle najpierw długo
rozmawiamy o filmach, które ostatnio oglądaliśmy, i o masie różnych innych
rzeczy, tylko nie o naszym przedstawieniu.
Agnieszka Czekierda: - Robimy to wszystko po amatorsku. Po tych naszych
dyskusjach przystępujemy do pracy. Chodzimy po scenie, patrzymy. Dla nas ruch
jest bardzo ważny i mamy nadzieję, że to w naszych spektaklach widać.
Mówią: - Ktoś z nas rzuca przyniesioną ze sobą myśl, która krystalizuje się i
dociera dopiero tutaj.
Opowiadają, że spektakl do przodu posuwa przypadkowe przesunięcie krzesła,
ustawienie lamp. Nagle widzą wszystko w inny sposób. Tak było ze sceną ze
Sztuki, kiedy wykorzystali cień na ścianie - ktoś zgasił światło, świeciła się
tylko jedna lampka, ktoś stanął na jej drodze, ktoś inny zobaczył cień na
ścianie.
- Zdarza się, że mamy przygotowaną już całość, brakuje tylko zakończenia.
Jest późno, a nam nie przychodzi nic do głowy. Mijają godziny. Nagle, gdzieś,
już głęboką nocą, jedno skojarzenie, jedyna myśl i wszystko rusza, zaczyna
działać - mówią.
Zgodnie podkreślają, że robią to, co sami chcieliby oglądać w teatrze. Jeżeli
sami nie śmieją się ze swoich pomysłów, to zaczynają pracę od nowa.
- Nie robimy nic przeciw sobie. Gdy na początku w Sztuce wykorzystaliśmy
muzykę z filmu Dirty Dancing i ja musiałem tańczyć, czułem się bardzo źle -
mówi Adam. - Ja nie jestem dobrym tancerzem, więc po kilku przedstawieniach
zrezygnowaliśmy z tego.
Przyznają, że reżyserowanie własnych spektakli jest bardzo trudne i innym
takie eksperymenty na scenie często się nie udają. - My się na spektaklu nie
widzimy. Widzimy tylko publiczność i jest to dla nas wyznacznik - mówią.
Barbara Borys-Damięcka, przewodnicząca jury Konkursu Teatrów Ogródkowych: - Dostali nagrodę za wspólną reżyserię,
która zwykle w normalnym teatrze nie sprawdza się. Ich spektakl cechowała duża
lekkość, dowcipne dialogi i niebanalne sytuacje. Była dramaturgia i pomysł. Ta
sztuka jest tak skonstruowana, że jest to dyskurs trzech mężczyzn, a oni
zamienili jednego z nich na kobietę i wcale nie popsuli tego spektaklu.
To, że sami robią spektakl, oznacza, że na premierze przedstawienie nie ma
ostatecznej formy. Grany kilka razy spektakl może mieć już zupełnie inną formę.
- Czasami trudno utrzymać się nam w ryzach. Ale może dlatego ten teatr jest
cały czas świeży i żywy - mówi Adam Sajnuk.
- Pięknie zagrali u nas w sztuce Witkacego. Obserwuję ich i widzę, jak każde
ich następne przedstawienie, kolejny spektakl rozwija ich, jest coraz bardziej
profesjonalny - mówi Anna Dziedzic, która w WOK prowadzi warsztaty teatralne, na
których poznali się Konsekwentnie Niekonsekwentni.
Dla Barbary Borys-Damięckiej najważniejsze jest, że ta grupa młodych ludzi
połknęła bakcyla teatralnego i że z teatru nie zrezygnują. - Wiem, że mają w tym
pozostać, bo ich to pasjonuje - mówi.
- Teatr wymaga poświęcenia, dlatego większość z nas zdecydowała się na studia
zaoczne. Generalnie naszym życiem prywatnym jest teatr - mówią. Opowiadają, że w
pracy ogromnie wspierają ich rodziny.
- Nasze mamy się zaprzyjaźniły. Jeśli nas nie ma w domu, a nasi rodzice nie
wiedzą, gdzie jesteśmy, to często dzwonią do siebie, poszukując nas. Wiedzą, że
zwykle jesteśmy wszyscy razem - mówi Agnieszka Czekierda.
- Najgorzej jest z premierami, kiedy nasi rodzice zasiadają na widowni. Wtedy
mamy straszną tremę. Najtrudniej zresztą jest zagrać przed najbliższymi. Jednak
najczęściej ta trema wydaje się zupełnie niepotrzebna. Oni po prostu bardzo nas
dopingują, śledzą zmiany w naszych spektaklach - dodaje Agnieszka Czekierda.
Ich teatr istnieje również dzięki znajomym, którzy są pierwszymi widzami,
najwierniej przychodzą na ich spektakle. - Czasami jest tak, że zatajamy przed
nimi kolejne nasze występy. Chcemy się sprawdzić przed widownią, która nigdy nas
wcześniej nie widziała. Ich reakcje są dla nas niezwykle ważne. Pozwalają nam
poznać prawdziwą wartość naszych spektakli - opowiadają.
- Robimy nasze spektakle nie po to, żeby zaznać sławy, sukcesów. Dlatego nie
wybiegamy w przyszłość, żyjemy tym, co się dzieje teraz - dodają.
Obawiają się tylko dwóch rzeczy: - Być może okaże się, że nasz każdy następny
spektakl będzie gorszy od poprzedniego. Nie będziemy jednak tym się zrażać.
Zaczniemy robić po prostu co innego - mówi Agnieszka Czekierda.
A druga obawa: - Boimy się zaszufladkowania - mówi Adam Sajnuk. Nie chcą
sprowadzać spektakli do miłych i wesołych opowieści. Agnieszka: - Nie chcemy być
tylko i wyłącznie grupą komediową.
Chcą tworzyć teatr ani komediowy, ani dramatyczny: - Bardziej chcielibyśmy
być teatrem zaskakującym. Takim, który wczoraj zagrał komedię, a jutro jakiś
teatralny horror - mówią.
Dlatego teraz przygotowują spektakl na podstawie sztuki Ionesco. Chcą zdążyć
z jego premierą na koniec lutego. A po wakacjach kolejna premiera - kryminał na
wzór telewizyjnych kobr. Spektakl całkowicie autorski, przez nich samych
wymyślony, ale o tym nie chcą na razie mówić. Jak tajemniczo dodają, ma to być
spektakl czarno-biały.
Mówią: - Wybieramy materiał, który możemy swobodnie interpretować.
Potraktować go pod włos. Jesteśmy strasznie niekonsekwentni wobec tekstu, ale
bardzo konsekwentni właśnie w takich naszych działaniach.
[podpis pod fot./rys.]
© Archiwum GW, wersja 1998
Uwagi
dotyczące Archiwum GW: mailto:ewa.klupsz@gazeta.pl