|
[pagina]
Wczoraj przedstawienie można było obejrzeć w Lapidarium. Dziś o godz. 19
zostanie pokazane w Dolinie Szwajcarskiej (u zbiegu Al. Ujazdowskich i ul.
Chopina).
Aneta Prymaka: Jan Machulski bierze udział w Konkursie Teatrów Ogródkowych? To nie chwyt reklamowy organizatorów?
Jan Machulski: Nie, rzeczywiście występuję. Może to powinna być impreza
promująca młodych aktorów. A ja - stary koń - powinienem występować poza
konkursem. Ale łódzki teatr Zwierciadło, z którym wystawiam Niebezpieczne
zabawy, zgłosił moją sztukę, więc występujemy.
Jest Pan autorem sztuki, jej reżyserem i odtwórcą jednej z ról. Napisał ją
Pan specjalnie dla teatru Zwierciadło?
- Napisałem ją dawno temu dla Teatru Ochoty. Ostatnio teatr Zwierciadło
obchodził dziesięciolecie i Krzysztof Kaczmarek - dyrektor teatru, mój dawny
student - poprosił mnie o jakąś sztukę z tej okazji. Wyciągnąłem Niebezpieczne
zabawy, wyreżyserowałem je i zagrałem jedną z ról. Zaprosiłem też dwójkę
młodych ludzi ze Zwierciadła - Agnieszkę Zduńczyk i Rafała Kronenberga.
O czym jest ta sztuka?
- Znanemu aktorowi zepsuł się w nocy samochód. Puka do drzwi pierwszej
lepszej willi. Otwiera dziewczyna. Nocuje u niej. Jej mąż - biznesmen, którego
gram - wyjechał. Do niczego między nimi nie dochodzi. Rano, gdy wraca mąż, aktor
akurat je śniadanie. Mąż robi się podejrzliwy. Panowie zaczynają niebezpieczną
zabawę. Biznesmen się popisuje. Aktor mówi: W nocy dziewczyna była sama,
chciałem ją uwieść. Biznesmen się oburza: Myśli pan, że wystarczy, żeby była
sama? Jutro też będzie sama. Przyjdzie pan?. Przysłuchująca się temu dziewczyna
jest głęboko zraniona ich grą. Dalej nie będę opowiadał, bo to trzeba obejrzeć.
Po przedstawieniu rozmawiamy z widzami. Nieraz nie zgadzają się z naszym
zakończeniem. Dodajemy więc jeszcze jedno zgodne z ich wolą.
Wasze zakończenie jest aż tak trudne do przyjęcia?
- U nas jest ono tragiczne. Ludzie woleliby happy end.
Jednak w przedstawieniu nie zmieniliście tragedii w happy end? Dopiero na
prośbę ludzi gracie je jeszcze raz?
- Nie zmieniliśmy, bo nasze zakończenie wzbudza niepokój i żywe dyskusje. I o
to chodzi. Nie wiedziałem dotychczas, że w ludziach tkwi taka potrzeba dyskusji.
Dla nich samych też jest to zaskoczeniem - na co dzień zwykle tego nie robią. A
tu jeszcze dyskusja na tak delikatny temat jak wierność i zaufanie w miłości.
Te rozmowy to Pana aktorsko-reżyserski eksperyment?
- Trochę, ale teatr Zwierciadło od dawna jeździ po kraju ze swoimi
przedstawieniami i rozmawia z ludźmi. Mówi o alkoholizmie, o wypadku
samochodowym i o tym, jak się człowiek zachował. Pokazuje przedstawienia w
małych miasteczkach, w szkołach. Tam są one dla ludzi bardzo ważne. Ja też to
bardzo lubię.
Chcecie poprzez teatr naprawiać świat i wychowywać ludzi?
- Tak. Myślę, że to jedna z funkcji teatru. Powinien być on bliżej ludzi,
brać na siebie odrobinę odpowiedzialności za ich życie. Szkoła nie ma na to
czasu, rodzice też, Kościół zajmuje się czymś innym. Może dlatego mam tak
prospołeczne poglądy na teatr, że sam sztuce dużo zawdzięczam. Wychowałem się na
kinie. Co niedziela na bałuckim Rynku w Łodzi oglądałem filmy. I to one mnie
ukształtowały. Wiedziałem, że chcę być taki sam jak ci aktorzy, których
podziwiałem.
Gdy widzę liczne młodzieżowe teatry, zastanawiam się, co tych ludzi
ciągnie do aktorstwa. Pan na co dzień styka się z tymi ludźmi w łódzkiej
Filmówce i własnej szkole aktorskiej w Warszawie. Jak Pan myśli, co to może być?
Chyba nie żądza sławy i pieniądzy, bo tych w ruchu amatorskim nie ma?
- Chcą być kimś innym, przeżyć coś więcej. Zagrać Romea i z miłości umrzeć.
Wzbogacają się jako ludzie, rozwijają się. I to jest bardzo ważne. Ukuliśmy
nawet wspólnie definicję aktora: to ten, który pokazuje to, czego bez niego nikt
by nie zobaczył.
Pisze Pan kolejne sztuki, w których będziemy mogli dostrzec coś zazwyczaj
niezauważalnego?
- Napisałem scenariusz Miasto bez policji. Tym razem chciałbym zagrać
komisarza policji, który sam, jak Judym Żeromskiego, chce naprawić świat, zrobić
porządek. Ale samemu się nie da, przyjmuje więc rolę kamikadze i ginie razem z
przestępcami.
Czyli dalej naprawia Pan świat?
- Dalej. Chcę brać na siebie trochę odpowiedzialności za życie duchowe
zwłaszcza młodych, bo z nimi tak dużo przebywam. Ciągnie mnie, żeby im
powiedzieć: Uważaj, to gorące.
[podpis pod fot./rys.]
© Archiwum GW, wersja 1998
Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl