|
O Wojciechu Szelachowskim dzisiaj również w Radiu Białystok (godz. 13.20)
i Telewizji Białystok (Kartka z kalendarza godz. 8.13 i 15.45).
To, że lata 90. dla Białostockiego Teatru Lalek to nieprzerwane pasmo
sukcesów, jest w ogromnej mierze zasługą dobranego tandemu: Wojciecha
Kobrzyńskiego i właśnie Wojciecha Szelachowskiego. Pierwszy BTL-owi szefuje jako
naczelny, reżyserując od czasu do czasu, drugi jest dyrektorem artystycznym.
Obaj panowie zaproponowali publiczności teatr nowoczesny, błyskotliwy, dowcipny
i dający do myślenia. A przede wszystkim - rozśpiewany. Z równą siłą działający
na dzieci, jak i dorosłych. Efekt? Niewiele jest festiwali, z których lalkarze
nie wracaliby z nagrodą.
Szelachowski, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim i
reżyserii na PWST, w BTL pracę zaczął w 1984 roku. Najpierw jako reżyser, potem
jeszcze jako pedagog i dyrektor artystyczny (od 1992). Scenariusze swoich
przedstawień pisze sam, nasyca je muzyką (głównie autorstwa Krzysztofa Dziermy),
miesza konwencje. W efekcie sprawił, że BTL wyszedł z ram teatru lalek.
Wykorzystując techniki lalkowe, Szelachowski stworzył rodzaj wodewilu dla dzieci
i dorosłych. Jest nim choćby słynny obsypany nagrodami, debiutancki Pan
Fajnacki. Niełatwo jest stworzyć nowego bohatera, z którym identyfikowałaby się
dziecięca publiczność. Ale Szelachowskiemu się udało. Sukces Fajnackiego
przeszedł wszelkie oczekiwania, dość powiedzieć, że widzowie wymogli jego
kontynuację - i tak powstało Państwo Fajnackich. Wyobraźni i wrażliwości
Szelachowski ma tyle, że mógłby obdzielić nią jeszcze kilku twórców. Krytycy
podkreślają jego niezwykłe wręcz porozumienie z widownią i umiejętność
wsłuchiwania się w płynące zeń sygnały. Jednak zupełnie jedyne jest to, że
Szelachowski na swym koncie ma niemal same realizacje prapremierowe. W swojej
karierze wyreżyserował zaledwie dwie sztuki, opierając się na tekstach innych
autorów, reszta to jego autorskie pomysły. Wymieńmy choćby znakomite: Krótki
kurs piosenki autorskiej, Krótki kurs wychowania seksualnego, Mamy św.
Mikołaja, Niech żyje Punch.
Nie sposób wymienić wszystkich polskich i zagranicznych festiwali, na których
pokazywano te spektakle (Konkurs Teatrów Ogródkowych,
spotkania teatrów lalek w Toruniu, Opolu, Szczecinie, Kłodzku, festiwalu we
Wrocławiu) i wszystkich wyróżnień, jakimi obsypano Szelachowskiego i kompanię z
Białegostoku. BTL na lalkarskiej mapie Polski stanowi fenomen. Dodajmy tylko, że
nieczęsto zdarzają się owacje na stojąco i sto lat odśpiewane przez publiczność.
A tego doświadczył Szelachowski na dwóch przeglądach we Wrocławiu (pokazując tam
Kursy...).
Jako dyrektor artystyczny Szelachowski buduje bardzo bogaty repertuar,
pozyskuje nowe talenty do współpracy, ściąga z zagranicy czołowych słowackich
reżyserów i scenografów, uczy nowe pokolenie lalkarzy. To wszystko zaowocowało
prestiżową nagrodą im. Aleksandra Bardiniego, jaką za osobowość twórczą przed
trzema laty uhonorowano reżysera z Białegostoku.
Tego wyróżnienia nie traktuje jednak wyłącznie dla siebie samego, raczej jako
wyraz uznania dla kolegów z zespołu. Bo też i teatru Wojciecha Szelachowskiego
nie byłoby bez aktorów, którzy tworzą teraz jeden z najlepszych zespołów w
Polsce.
Zbierając materiały na temat Wojciecha Szelachowskiego, korzystałam m.in. z
publikacji udostępnionych mi życzliwie przez BTL
LUDZIE TEATRU
Taki właśnie tytuł nosi cykl publikacji, w których od trzech tygodni wspólnie
z Telewizją i Radiem Białystok, przypominamy ludzi związanych z życiem
teatralnym Białegostoku. Są to sylwetki dyrektorów teatrów, reżyserów, aktorów,
scenografów, a więc ludzi, bez których nie byłoby np. ani Teatru Dramatycznego,
ani Białostockiego Teatru Lalek, ani Akademii Teatralnej. Wszystko to z okazji
Międzynarodowego Dnia Teatru, który teatralnicy fetowali wczoraj na całym
świecie.
© Archiwum GW, 1998,2002.03
Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@agora.pl