reklama gorna lewa Rzeczpospolita reklama gorna prawa
Archiwum

Informacje o dokumencie
Autor Jan Bończa-Szabłowski
Tytuł Monodram zamiast recitalu
Podtytul Aktorka potraktowała ten wieczór jako niezobowiązujące spotkanie
Data wydania 2001.08.28
Dział gazeta/Kultura
Artykuł w ROL Monodram zamiast recitalu
Aktorka potraktowała ten wieczór jako niezobowiązujące spotkanie

Monodram zamiast recitalu

Jak Krystyna Janda przyznała, postać Marleny Dietrich fascynowała ją od dzieciństwa

FOT. MAREK KONARSKI

Gościem specjalnym tegorocznej edycji Festiwalu Teatrów Ogródkowych w Warszawie była Krystyna Janda. Wieczór zapowiadany jako recital piosenek z teatru, szybko zamienił się w monodram. Aktorka błyskawicznie nawiązała kontakt z publicznością.

- Przyzwyczajona jestem, że wchodzę do czarnej sali, nie widzę nikogo z publiczności, bo reflektor mocno oświetla scenę. Teraz śpiewam pod gołym niebem, patrzę na wszystkich z państwa i to mnie przeraża. Potraktujmy więc ten wieczór jako niezobowiązujące spotkanie - powiedziała artystka, zyskując pełną aprobatę widzów, wśród których można było dostrzec rodzinę aktorki.

Pierwsza opowieść poświęcona była przyjaźni z Agnieszką Osiecką i jej znanemu monodramowi "Biała bluzka", z którym Janda objechała niemal całą Polskę. W programie znalazły się trzy piosenki. Zaczęło się od nastrojowej "Sama chciała", po niej była pełna ekspresji "Wariatka tańczy", a na zakończenie "Widzisz mała, jak to jest" z pamiętnymi słowami "Każdy aktor umie pięknie śnić, tam gdzie scena, tam jest sen". Suplementem do części poświęconej Agnieszce Osieckiej była słynna piosenka "Na zakręcie". Druga część wieczoru łączyła się ze spektaklem "Kobieta zawiedziona", którą artystka gra w swym macierzystym Teatrze Powszechnym.

- Ten spektakl, powiedziała Janda, wielu psychiatrów poleca swym pacjentkom jako terapię. Wieczór, który ma uświadomić porzuconej kobiecie, że nie wszystko stracone, że kochanemu mężczyźnie można wybaczyć zdradę, a nawet podłość.

Po młodej, zabłąkanej dziewczynie z "Białej bluzki" i "Kobiecie zawiedzionej" przyszła pora na kobietę silną i tajemniczą, jaką była Marlena Dietrich. Ta postać, jak przyznała Janda, fascynowała ją od dzieciństwa. Po raz kolejny namówiła więc swoją przyjaciółkę Magdę Umer do pracy w teatrze, czego owocem jest spektakl "Marlena". Z niego właśnie pochodziły wielkie przeboje, m.in. "Johnny" i "Moje blond maleństwo" w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego.

Krystyna Janda chciała, by był to "wieczór niezobowiązujący" i ta formuła bardzo przypadła do gustu publiczności. Było kameralnie, nastrojowo i bardzo rodzinnie. Aktorka nawet wpadki potrafiła rozegrać po mistrzowsku. Gdy śpiewając piosenkę zapomniała słów, przyznała się do tego otwarcie, czym zyskała dodatkowe brawa.

Jan Bończa-Szabłowski


reklama dolna lewa - 3 reklama dolna środek - 4 reklama dolna środek - 5 reklama dolna prawa - 6

Pytania i uwagi dotyczące archiwum: archiwum@rzeczpospolita.pl
Opracowanie Centrum Nowych Technologii, (C) Copyright by Presspublica Sp. z o.o.